niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 6.


   Obudziły mnie dźwięki dochodzące z mojego telefonu. Ei no, przecież nie nastawiłam dzisiaj budzika. Wzięłam telefon do ręki. Miałam tam jedną nieodebraną wiadomość. Kto śmie mnie budzić? Może i była dopiero dziesiąta, ale ja się nie wyspałam. Odczytałam esemesa. Był od Jeya:
„ Siemka, może i się nie pali, ale mam paląca potrzebę wyjścia gdzieś dzisiaj, więc co powiesz na wspólny wypad gdziekolwiek?”
Zaśmiałam się pod nosem i odpisałam:
” Jasne. Muszę iść do sklepu po jakieś duperele do mieszkania, więc możesz popracować za mojego murzyna.;)”
Po chwili dostałam odpowiedź:
„Niech stracę. Podaj adres, to za godzinkę po ciebie wpadnę”
Wysłałam mu adres chłopaków i wstałam z łóżka. Odsłoniłam zasłony. Niebo było zachmurzone. Otworzyłam okno i owiał mnie dość chłodny wiatr. No tak, zmienna pogoda Londynu. Podeszłam do walizki i wygrzebałam jakieś z lekka cieplejsze ciuchy. ->Link<-
Ubrałam się i poszłam do łazienki. Była wolna, więc raz dwa wytuszowałam rzęsy, przypudrowałam twarz i wyprostowałam włosy. Usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem i byłam gotowa. Nie lubiłam się mocno malować. Zeszłam na dół a konkretniej do kuchni, w której był tylko i wyłącznie Niall.
-Cześć Blondasek. Gdzie reszta ferajny?- Przywitałam go z uśmiechem i usiadłam przy stole.
-Hej Rudasek. Do sklepu poszli.- Odpowiedział.- Chcesz kanapkę z nutellą?- Zapytał jeszcze.
-Pewnie.- Kij z tym, że moją figurą wręcz karalne powinno być wpierdalanie nutelli zrobię sobie dzień dziecka. Podczas gdy Niall przygotowywał dla nas kanapki ja nalałam sobie soku, Niestety był tylko marchewkowy ehe, ciekawe czyja to zasługa, oraz połknęłam moją dzienną dawkę tabletek na tarczycę i migrenę.
Po chwili Niall postawił na stole wielki talerz kanapek. Zjadłam dwie i miałam dosyć, ale za to Blondas wsunął ich chyba z 14. Ciężko mi się przyzwyczaić, że ktoś tyle potrafi zjeść i nie tyć. On jest taki chudziutki. Ja nie wiem gdzie mu się to mieści.
Gdy skończyliśmy jeść do domu przyszli chłopacy. Louis już od progu zachowywał się jakby miał przepustkę w psychiatryku a to wszystko za sprawą promocji na marchewki. Boże, daj Harremu cierpliwość, żeby to wytrzymał, choć ten też nie lepszy. Chciał mi zabrać bluzę, ponieważ był na niej napis „I like cats”. Dzwonek do drzwi był wybawieniem, ale niestety Niall poszedł je otworzyć.
-Em Alex, ktos do ciebie.- Poinformował mnie zdezorientowany Horan i podrapał się po głowie.
-To Jey, mój sąsiad. Jadę na zakupy będę niedługo. – Oznajmiłam mu i poszłam do drzwi. Na dworze czekał już na mnie Jeydon. Ubrany był znowu w szerokie spodnie, koszulkę z nadrukiem, bluzę z kapturem i full capa. Przywitał mnie jego szeroki uśmiech, który bez wahania odwzajemniłam.
-Siemka.- Przytuliłam go lekko.
-Hej. – Odwzajemnił uścisk.-To gdzie idziemy?
-Szczerze, to nie wiem gdzie tu mogę kupić rzeczy na wyposażenie domu.
-To może Habitat?- Zapytał.
-Zdaję się na ciebie.- Uśmiechnęłam się szeroko i poszliśmy na przystanek autobusowy, ponieważ Jey stwierdził, że tak najlepiej się tam dojedzie. Nie protestowałam, bo nie miałam jeszcze okazji jechac tym charakterystycznym czerwonym autobusem. Droga trwała może jakieś 10 minut. Wysiedliśmy akurat centralnie naprzeciwko Habitatu, który znajdował się przy King’s Street.
Weszliśmy do środka j Jey wziął koszyk. Szczerze mówiąc, ten sklep był Duzy i bardzo przestronny. Było tam wszystko, czego potrzebowałam, więc już po 2 godzinach zakupów i oczywiście nieodłącznych wygłupów, ponieważ Jeydon nie potrafi zachowywać się normalnie zamówiliśmy taksówkę. Nawet nie było mowy żeby wracać autobusem. Pojechaliśmy oczywiście do mojego nowego mieszkania, zostawiłam już tam wszystkie rzeczy. Bezsensowne byłoby jechać i wieźć to do chłopaków skoro na dniach przenoszę się już tu a od poniedziałku zaczynam pracę w Nandos. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale cieszę się, że zacznę pracować. Praca pomoże mi się jeszcze bardziej tu zaklimatyzować. Nie to, żebym się tu źle czuła, ale jednak praca dopełni to wszystko, bo na razie to jest trochę tak jak na jakiś wakacjach.
-Zaproponowałabym ci kawę, bądź herbatę, ale niestety nie posiadam jeszcze takiego czegoś.- Powiedziałam ze śmiechem, kiedy usiedliśmy na kanapie u mnie w salonie.
-To chodźmy do mnie, bo szczerze mówiąc to nie chce mi się już iść do żadnej kawiarni.- Zaproponował szatyn.
-Jestem za.- Poszliśmy, więc do niego. Jego mieszkanie układem przypominało moje, ale wystrojem już nie. Wystrój był w odważnych, żywych kolorach. Na ścianie w korytarzu miał powieszone deskorolki. Salon był czerwony z dużą czarną kanapą ze skóry i oczywiście sporym telewizorem na ścianie. Pod telewizorem była niska szafka a na niej X-box oraz dwa sporej wielkości głośniki. W narożniku stał regał z jak się domyślam grami, no tak książek się nie ma co spodziewać.
Usiadłam w salonie a Jey poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma kubkami.
-Jako typowy Brytyjczyk za kawą nie przepadam i w dodatku nie umiem jej robić, ale w zamian zrobiłem ci kakałko.- Wyszczerzył zęby i podając mi kubek usiadł obok mnie na kanapie.
-Luzik, może być kakałko, nie mam nic przeciwko.- Odwzajemniłam jego uśmiech i upiłam łyka. Nawet dobre mu wyszło.
-Od kiedy masz kolczyk?- Zapytał i tryknął mnie palcem w biżuterię znajdującą się nad moją wargą. Zaśmiałam się i w żartach uderzyłam go w dłoń.
-4 lata już a ty?
-Ja też gdzieś tak. A poza tym masz jeszcze jakieś?
-7 w uszach i wyjęty smiley.
-To duzo. Planujesz jeszcze jakieś?- Wypytywał dalej.
-No oczywiście. Chcę drugiego labreta pod wargą i może jeszcze raz skusze się na smiley.- Gadaliśmy tak jeszcze chwilę na temat piercingu. Jey zaczął się wydurniać, że chciał w pępku, ale bał się, że będzie mu ropiał. No ja pierdole, z kim ja się tu zadaję? Najpierw moja piątka wspaniałych a teraz Jeydon. Czy ja przyciągam pozytywnych świrów?
-Chodź coś zobaczysz.- W pewnym momencie Jey pociągnął mnie za rękę do jakiegoś pokoju. Jak się okazało, było to prowizoryczne studio nagraniowe.
-Wow, tego się nie spodziewałam.- Zaśmiałam się i usiadłam na jednym z foteli, które się tam znajdowały.
-Śmieszne wiesz? Oj Alex jeszcze duzo o mnie nie wiesz.- Puscił mi oczko i podszedł do komputera. Włączył coś na wzór refrenu.

You got me where you want me girl
I’m wrapped around your finger
Anytime, anywhere girl
I’m wrapped around your finger
You aint gotta say nothin’ girl
I’m wrapped around your finger
You should feel my heart beatin’ now
I’m wrapped around your finger”  

-Ło, dobre.- Skomentowałam.- Twoje to?
-Moje, moje. Jasne, że moje. Wczorajsza twórczość. Teraz tylko musze zwrotki dopisać.- Uśmiechnął się pod nosem.
-To pisz, pisz. Chcę usłyszeć całość, a masz coś jeszcze?
-Jedną, może trochę mało ambitną, ale jest ok. – Puścił mi utwór o nazwie „I sneeze Money” nawet wraz z teledyskiem, który nagrał sam. Spodobało mi się. Miał smykałkę do tego, ale najbardziej zaintrygował mnie ten refren, który puścił mi jako pierwszy. Naprawdę wpadał w ucho.
-Podejrzewałam, że słuchasz takiej muzyki, ale nie pomyślałam, że nagrywasz cos własnego.
-No widzisz a to jeszcze nie wszystko. Gram również na keyboardzie i gitarze akustycznej. – Usiadł na drugim fotelu.
-Nie ukrywam, jestem pod wrażeniem.- Przerwał nam dźwięk mojego telefonu. To był sms od Harrego.
„Gdzie jesteś? Blondas lamentuje, że nie wiadomo, z kim poszłaś i cię wcięło.”
Zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam. Szczerze, to nie było mnie w domu od 7 godzin, bo była już 18.00.
„Zasiedziałam się trochę. Luz, panuję nad sytuacją, będę tak za pół godziny.”- Odpisałam Harremu i zadzwoniłam po taksówkę
-Będę się zbierać, kumple się martwią.- Powiedziałam do Jeya.
-Te pedałki z One Direction?- Skrzywił się lekko.
-Nie przesadzaj! Nie znasz ich, oni są ok.- Uniosłam się, ale nie znosiłam tego określenia. Nawet, jeśli są gejami tak jak w przypadku Harrego i Lou, to nie ma prawa nazywać ich pedałkami tylko po to by ich poniżyć.
-Ok przepraszam, ale nie przepadam za nimi. Nie gniewaj się.- Spojrzał na mnie maślanym wzrokiem. Nie sposób było odmówić.
-Spoko, ale nie nazywaj już ich tak. To są moi przyjaciele.
-Dobrze, nie będę. –Uśmiechnął się szeroko, odwzajemniłam uśmiech i wstałam z miejsca biorąc moją torbę. Jey ruszył za mną. Gdy już byłam przy drzwiach złapał mnie za nadgarstek i obrócił przodem do siebie. Nasze twarze dzieliła niebezpiecznie mała odległość, która w dodatku z każdą sekundą zmniejszała się bardziej. W pewnym momencie zniknęła a nasze usta złączyły się w pocałunku. Z początku odwzajemniłam pocałunek, ale gdy już dotarło do mnie, co się dzieje oderwałam się od niego i bez słowa wybiegłam. Pod mieszkaniem czekała już na mnie taksówka. Wsiadłam i podałam adres domu chłopaków. Po drodze myślałam o tym co się stało. Może źle zachowałam się wychodząc, ba wybiegając bez słowa, ale z drugiej strony to nie powinno się stać, było przyjemne, ale nie powinno. Patrząc na moje wprost zajebiste wspomnienia i doświadczenia względem „ miłości” wolę być sama. Nie chcę się znowu zakochać, a potem to okaże się jak zwykle porażką, a ja będę jeszcze bardziej zrażona do związków niż jestem teraz. Nie chcę sobie psuć pobytu tutaj jakimiś amorami. Z rozmyślań wyrwał mnie głos taksówkarza, który oznajmił, że dojechaliśmy. Zapłaciłam za kurs i udałam się w stronę drzwi do domu.
-Jestem!- Krzyknęłam, gdy już weszłam i swoje kroki skierowałam w stronę salonu. Tak jak podejrzewałam siedzieli oni właśnie tam a Liam z Zaynem grali na X-boxie . Usiadłam standardowo na kanapie obok Nialla.
-Jak tam randka?- Zapytał się mnie Blondas. Spojrzałam na niego trochę jak na jakiegoś ufoląga*.
-Przecież to nie była randka. Po prostu zwykłe wyjście z sąsiadem na zakupy.- Pokiwał tylko twierdząco głową.
-Aleeeeeex?- Louis strasznie przeciągał moje imię. Oho, czyżby cos nabroili lub wymyślili coś durnego?
-Tak Lou, czego dusza pragnie?
-Abyś się zgodziła jechać z nami na biwak. – Czyli jednak wymyślili coś durnego.
-Wtf? Jaki znowu biwak?- Moje spojrzenie mówiło „Człowieku czegoś ty się nałykał?”
-Mamy wakacje i chcemy jechać na weekend na łono natury pod namioty.- Wyjaśnił mi sprawę Liam. Czy ich popieściło?
-Ale chłopaki ja jutro miałam zamiar się przeprowadzać.
-Czemu tak wcześnie?- Zapytał Zayn i spojrzeli na mnie ze smutnymi minami.
-Bo w poniedziałek zaczynam pracę.
-Mmmm, Nandos!-  Rozmarzył się Niall.
-God why?- Uniosłam ręce ku górze.
-To jak?- Zapytał Harry.- Wchodzisz w to? – Cała piątka spojrzała na mnie jakbym im Zycie miała tą decyzją uratować, więc nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się na ten ich genialny pomysł.

*ufoląg- genialne określenie mojej kumpeli na kogoś "niedodziałanego"   

***************
Na wstępie przepraszam was za tak długa przerwę, ale kompletnie nie mam czasu ostatnio ;( 
Dziękuję wam również za wszystkie komentarze, reakcje i obserwacje ;* Sprawiacie, że to co robię ma sens ;) aha i jeszcze jak ktoś komentuje z anonimu, to proszę żeby się chociaż podpisał imieniem ;) z góry dziękuję. 
O i jeśli komentuję wasze blogi a pod ostatnimi rozdziałami nie pojawiły sie komentarze ode mnie, to przepraszam nadrobię to, ale po prostu ostatnio nie miałam czasu. 
Kolejny rozdział postaram się dodać koło piątku ;) 
Dzięki za wszystko i do mam nadzieję piątku :D 


5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :D


    Zapraszam do siebie! Ja piszę Liashley, a moja znajoma Zucy :)) onedirection-littlelovestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział . Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dodawaj szybko kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejciu! Jest superaśnie dziewczyno! Tylko....nie będę tego ukrywać.....nie lubię tego Jeya! Nie wiem czemu tak jest, ale go nie lubię! Chyba tak zatraciłam się w One Direction, że nie widzę już innych chłopaków.....no cóż One Direction Infection......;]
    http://together-forever-in-love-for-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no szkoda, że go nie lubisz, ale niestety jest mi tu potrzebny więc muszę was nim trochę pomęczyć ;)

      Usuń