Obudziły mnie
dźwięki dochodzące z mojego telefonu. Ei no, przecież nie nastawiłam dzisiaj
budzika. Wzięłam telefon do ręki. Miałam tam jedną nieodebraną wiadomość. Kto
śmie mnie budzić? Może i była dopiero dziesiąta, ale ja się nie wyspałam.
Odczytałam esemesa. Był od Jeya:
„ Siemka, może i się nie pali, ale mam paląca potrzebę
wyjścia gdzieś dzisiaj, więc co powiesz na wspólny wypad gdziekolwiek?”
Zaśmiałam się pod nosem i odpisałam:
” Jasne. Muszę iść do sklepu po jakieś duperele do
mieszkania, więc możesz popracować za mojego murzyna.;)”
Po chwili dostałam odpowiedź:
„Niech stracę. Podaj adres, to za godzinkę po ciebie wpadnę”
Wysłałam mu adres chłopaków i wstałam z łóżka. Odsłoniłam
zasłony. Niebo było zachmurzone. Otworzyłam okno i owiał mnie dość chłodny
wiatr. No tak, zmienna pogoda Londynu. Podeszłam do walizki i wygrzebałam
jakieś z lekka cieplejsze ciuchy. ->Link<-
Ubrałam się i poszłam do łazienki. Była wolna, więc raz dwa
wytuszowałam rzęsy, przypudrowałam twarz i wyprostowałam włosy. Usta pomalowałam
bezbarwnym błyszczykiem i byłam gotowa. Nie lubiłam się mocno malować. Zeszłam
na dół a konkretniej do kuchni, w której był tylko i wyłącznie Niall.
-Cześć Blondasek. Gdzie reszta ferajny?- Przywitałam go z
uśmiechem i usiadłam przy stole.
-Hej Rudasek. Do sklepu poszli.- Odpowiedział.- Chcesz
kanapkę z nutellą?- Zapytał jeszcze.
-Pewnie.- Kij z tym, że moją figurą wręcz karalne powinno
być wpierdalanie nutelli zrobię sobie dzień dziecka. Podczas gdy Niall
przygotowywał dla nas kanapki ja nalałam sobie soku, Niestety był tylko
marchewkowy ehe, ciekawe czyja to zasługa, oraz połknęłam moją dzienną dawkę
tabletek na tarczycę i migrenę.
Po chwili Niall postawił na stole wielki talerz kanapek.
Zjadłam dwie i miałam dosyć, ale za to Blondas wsunął ich chyba z 14. Ciężko mi
się przyzwyczaić, że ktoś tyle potrafi zjeść i nie tyć. On jest taki
chudziutki. Ja nie wiem gdzie mu się to mieści.
Gdy skończyliśmy jeść do domu przyszli chłopacy. Louis już
od progu zachowywał się jakby miał przepustkę w psychiatryku a to wszystko za
sprawą promocji na marchewki. Boże, daj Harremu cierpliwość, żeby to wytrzymał,
choć ten też nie lepszy. Chciał mi zabrać bluzę, ponieważ był na niej napis „I
like cats”. Dzwonek do drzwi był wybawieniem, ale niestety Niall poszedł je
otworzyć.
-Em Alex, ktos do ciebie.- Poinformował mnie zdezorientowany
Horan i podrapał się po głowie.
-To Jey, mój sąsiad. Jadę na zakupy będę niedługo. –
Oznajmiłam mu i poszłam do drzwi. Na dworze czekał już na mnie Jeydon. Ubrany
był znowu w szerokie spodnie, koszulkę z nadrukiem, bluzę z kapturem i full
capa. Przywitał mnie jego szeroki uśmiech, który bez wahania odwzajemniłam.
-Siemka.- Przytuliłam go lekko.
-Hej. – Odwzajemnił uścisk.-To gdzie idziemy?
-Szczerze, to nie wiem gdzie tu mogę kupić rzeczy na
wyposażenie domu.
-To może Habitat?- Zapytał.
-Zdaję się na ciebie.- Uśmiechnęłam się szeroko i poszliśmy
na przystanek autobusowy, ponieważ Jey stwierdził, że tak najlepiej się tam
dojedzie. Nie protestowałam, bo nie miałam jeszcze okazji jechac tym
charakterystycznym czerwonym autobusem. Droga trwała może jakieś 10 minut.
Wysiedliśmy akurat centralnie naprzeciwko Habitatu, który znajdował się przy
King’s Street.
Weszliśmy do środka j Jey wziął koszyk. Szczerze mówiąc, ten
sklep był Duzy i bardzo przestronny. Było tam wszystko, czego potrzebowałam,
więc już po 2 godzinach zakupów i oczywiście nieodłącznych wygłupów, ponieważ
Jeydon nie potrafi zachowywać się normalnie zamówiliśmy taksówkę. Nawet nie
było mowy żeby wracać autobusem. Pojechaliśmy oczywiście do mojego nowego
mieszkania, zostawiłam już tam wszystkie rzeczy. Bezsensowne byłoby jechać i
wieźć to do chłopaków skoro na dniach przenoszę się już tu a od poniedziałku
zaczynam pracę w Nandos. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale cieszę się, że
zacznę pracować. Praca pomoże mi się jeszcze bardziej tu zaklimatyzować. Nie
to, żebym się tu źle czuła, ale jednak praca dopełni to wszystko, bo na razie to
jest trochę tak jak na jakiś wakacjach.
-Zaproponowałabym ci kawę, bądź herbatę, ale niestety nie
posiadam jeszcze takiego czegoś.- Powiedziałam ze śmiechem, kiedy usiedliśmy na
kanapie u mnie w salonie.
-To chodźmy do mnie, bo szczerze mówiąc to nie chce mi się
już iść do żadnej kawiarni.- Zaproponował szatyn.
-Jestem za.- Poszliśmy, więc do niego. Jego mieszkanie
układem przypominało moje, ale wystrojem już nie. Wystrój był w odważnych,
żywych kolorach. Na ścianie w korytarzu miał powieszone deskorolki. Salon był
czerwony z dużą czarną kanapą ze skóry i oczywiście sporym telewizorem na
ścianie. Pod telewizorem była niska szafka a na niej X-box oraz dwa sporej
wielkości głośniki. W narożniku stał regał z jak się domyślam grami, no tak
książek się nie ma co spodziewać.
Usiadłam w salonie a Jey poszedł do kuchni. Po chwili wrócił
z dwoma kubkami.
-Jako typowy Brytyjczyk za kawą nie przepadam i w dodatku
nie umiem jej robić, ale w zamian zrobiłem ci kakałko.- Wyszczerzył zęby i
podając mi kubek usiadł obok mnie na kanapie.
-Luzik, może być kakałko, nie mam nic przeciwko.-
Odwzajemniłam jego uśmiech i upiłam łyka. Nawet dobre mu wyszło.
-Od kiedy masz kolczyk?- Zapytał i tryknął mnie palcem w biżuterię
znajdującą się nad moją wargą. Zaśmiałam się i w żartach uderzyłam go w dłoń.
-4 lata już a ty?
-Ja też gdzieś tak. A poza tym masz jeszcze jakieś?
-7 w uszach i wyjęty smiley.
-To duzo. Planujesz jeszcze jakieś?- Wypytywał dalej.
-No oczywiście. Chcę drugiego labreta pod wargą i może jeszcze
raz skusze się na smiley.- Gadaliśmy tak jeszcze chwilę na temat piercingu. Jey
zaczął się wydurniać, że chciał w pępku, ale bał się, że będzie mu ropiał. No
ja pierdole, z kim ja się tu zadaję? Najpierw moja piątka wspaniałych a teraz
Jeydon. Czy ja przyciągam pozytywnych świrów?
-Chodź coś zobaczysz.- W pewnym momencie Jey pociągnął mnie
za rękę do jakiegoś pokoju. Jak się okazało, było to prowizoryczne studio
nagraniowe.
-Wow, tego się nie spodziewałam.- Zaśmiałam się i usiadłam
na jednym z foteli, które się tam znajdowały.
-Śmieszne wiesz? Oj Alex jeszcze duzo o mnie nie wiesz.-
Puscił mi oczko i podszedł do komputera. Włączył coś na wzór refrenu.
„ You got me where
you want me girl
I’m wrapped around your finger
Anytime, anywhere girl
I’m wrapped around your finger
You aint gotta say nothin’ girl
I’m wrapped around your finger
You should feel my heart beatin’ now
I’m wrapped around your finger”
I’m wrapped around your finger
Anytime, anywhere girl
I’m wrapped around your finger
You aint gotta say nothin’ girl
I’m wrapped around your finger
You should feel my heart beatin’ now
I’m wrapped around your finger”
-Ło, dobre.- Skomentowałam.- Twoje to?
-Moje, moje. Jasne, że moje. Wczorajsza twórczość. Teraz tylko musze
zwrotki dopisać.- Uśmiechnął się pod nosem.
-To pisz, pisz. Chcę usłyszeć całość, a masz coś jeszcze?
-Jedną, może trochę mało ambitną, ale jest ok. – Puścił mi utwór o
nazwie „I sneeze Money” nawet wraz z teledyskiem, który nagrał sam. Spodobało
mi się. Miał smykałkę do tego, ale najbardziej zaintrygował mnie ten refren,
który puścił mi jako pierwszy. Naprawdę wpadał w ucho.
-Podejrzewałam, że słuchasz takiej muzyki, ale nie pomyślałam, że
nagrywasz cos własnego.
-No widzisz a to jeszcze nie wszystko. Gram również na keyboardzie i
gitarze akustycznej. – Usiadł na drugim fotelu.
-Nie ukrywam, jestem pod wrażeniem.- Przerwał nam dźwięk mojego
telefonu. To był sms od Harrego.
„Gdzie jesteś? Blondas lamentuje, że nie wiadomo, z kim poszłaś i cię
wcięło.”
Zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam. Szczerze, to nie było
mnie w domu od 7 godzin, bo była już 18.00.
„Zasiedziałam się trochę. Luz, panuję nad sytuacją, będę tak
za pół godziny.”- Odpisałam Harremu i zadzwoniłam po taksówkę
-Będę się zbierać, kumple się martwią.- Powiedziałam do
Jeya.
-Te pedałki z One Direction?- Skrzywił się lekko.
-Nie przesadzaj! Nie znasz ich, oni są ok.- Uniosłam się,
ale nie znosiłam tego określenia. Nawet, jeśli są gejami tak jak w przypadku
Harrego i Lou, to nie ma prawa nazywać ich pedałkami tylko po to by ich poniżyć.
-Ok przepraszam, ale nie przepadam za nimi. Nie gniewaj
się.- Spojrzał na mnie maślanym wzrokiem. Nie sposób było odmówić.
-Spoko, ale nie nazywaj już ich tak. To są moi przyjaciele.
-Dobrze, nie będę. –Uśmiechnął się szeroko, odwzajemniłam
uśmiech i wstałam z miejsca biorąc moją torbę. Jey ruszył za mną. Gdy już byłam
przy drzwiach złapał mnie za nadgarstek i obrócił przodem do siebie. Nasze
twarze dzieliła niebezpiecznie mała odległość, która w dodatku z każdą sekundą
zmniejszała się bardziej. W pewnym momencie zniknęła a nasze usta złączyły się
w pocałunku. Z początku odwzajemniłam pocałunek, ale gdy już dotarło do mnie,
co się dzieje oderwałam się od niego i bez słowa wybiegłam. Pod mieszkaniem
czekała już na mnie taksówka. Wsiadłam i podałam adres domu chłopaków. Po
drodze myślałam o tym co się stało. Może źle zachowałam się wychodząc, ba
wybiegając bez słowa, ale z drugiej strony to nie powinno się stać, było
przyjemne, ale nie powinno. Patrząc na moje wprost zajebiste wspomnienia i
doświadczenia względem „ miłości” wolę być sama. Nie chcę się znowu zakochać, a
potem to okaże się jak zwykle porażką, a ja będę jeszcze bardziej zrażona do związków
niż jestem teraz. Nie chcę sobie psuć pobytu tutaj jakimiś amorami. Z rozmyślań
wyrwał mnie głos taksówkarza, który oznajmił, że dojechaliśmy. Zapłaciłam za
kurs i udałam się w stronę drzwi do domu.
-Jestem!- Krzyknęłam, gdy już weszłam i swoje kroki
skierowałam w stronę salonu. Tak jak podejrzewałam siedzieli oni właśnie tam a
Liam z Zaynem grali na X-boxie . Usiadłam standardowo na kanapie obok Nialla.
-Jak tam randka?- Zapytał się mnie Blondas. Spojrzałam na
niego trochę jak na jakiegoś ufoląga*.
-Przecież to nie była randka. Po prostu zwykłe wyjście z
sąsiadem na zakupy.- Pokiwał tylko twierdząco głową.
-Aleeeeeex?- Louis strasznie przeciągał moje imię. Oho, czyżby
cos nabroili lub wymyślili coś durnego?
-Tak Lou, czego dusza pragnie?
-Abyś się zgodziła jechać z nami na biwak. – Czyli jednak
wymyślili coś durnego.
-Wtf? Jaki znowu biwak?- Moje spojrzenie mówiło „Człowieku
czegoś ty się nałykał?”
-Mamy wakacje i chcemy jechać na weekend na łono natury pod
namioty.- Wyjaśnił mi sprawę Liam. Czy ich popieściło?
-Ale chłopaki ja jutro miałam zamiar się przeprowadzać.
-Czemu tak wcześnie?- Zapytał Zayn i spojrzeli na mnie ze
smutnymi minami.
-Bo w poniedziałek zaczynam pracę.
-Mmmm, Nandos!-
Rozmarzył się Niall.
-God why?- Uniosłam ręce ku górze.
-To jak?- Zapytał Harry.- Wchodzisz w to? – Cała piątka
spojrzała na mnie jakbym im Zycie miała tą decyzją uratować, więc nie pozostało
mi nic innego jak zgodzić się na ten ich genialny pomysł.
*ufoląg- genialne określenie mojej kumpeli na kogoś "niedodziałanego"
***************
Na wstępie przepraszam was za tak długa przerwę, ale kompletnie nie mam czasu ostatnio ;(
Dziękuję wam również za wszystkie komentarze, reakcje i obserwacje ;* Sprawiacie, że to co robię ma sens ;) aha i jeszcze jak ktoś komentuje z anonimu, to proszę żeby się chociaż podpisał imieniem ;) z góry dziękuję.
O i jeśli komentuję wasze blogi a pod ostatnimi rozdziałami nie pojawiły sie komentarze ode mnie, to przepraszam nadrobię to, ale po prostu ostatnio nie miałam czasu.
Kolejny rozdział postaram się dodać koło piątku ;)
Dzięki za wszystko i do mam nadzieję piątku :D
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie! Ja piszę Liashley, a moja znajoma Zucy :)) onedirection-littlelovestory.blogspot.com/
Świetny rozdział . Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńdodawaj szybko kolejny <3
OdpowiedzUsuńO jejciu! Jest superaśnie dziewczyno! Tylko....nie będę tego ukrywać.....nie lubię tego Jeya! Nie wiem czemu tak jest, ale go nie lubię! Chyba tak zatraciłam się w One Direction, że nie widzę już innych chłopaków.....no cóż One Direction Infection......;]
OdpowiedzUsuńhttp://together-forever-in-love-for-you.blogspot.com/
no szkoda, że go nie lubisz, ale niestety jest mi tu potrzebny więc muszę was nim trochę pomęczyć ;)
Usuń